sobota, 28 lutego 2015

Sześć.

     Dzień zapowiadał się słonecznie. Ciepłe strumienie jasnego światła wpadały do mieszkania przez duże okna. Przetarł oczy i przeciągnął się. Otwierając powieki uderzyło go wnętrze mieszkania. To nie było jego mieszkanie. Rozejrzał się i okazało się, że leży na kanapie okryty ciepłym kocem.
     Podniósł się do pozycji siedzącej. Spojrzał w prawo i zauważył Alice krzątającą się po kuchni. Wstał z kanapy, złożył koc, pod którym leżał i cicho podszedł do aneksu kuchennego.

     – Dzień dobry – powiedział.
     Ali wzdrygnęła się i odwróciła do niego. Uniosła lekko kącik ust do góry.
     – Hej, już nie śpisz?
     – Nie. Chciałbym cię przeprosić. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem – podrapał się po głowie.
     – Nic się nie stało. Jesteś głodny? – zapytała.
     – Nie – powiedział, a jego żołądek wszedł mu w słowo
.
     Oboje spojrzeli na brzuch chłopaka, a następnie na siebie. Wybuchli śmiechem.
     – Może jednak? – brunetka obdarzyła go szerokim uśmiechem.
     – Może troszeczkę – delikatnie się uśmiechnął.  
     – Siadaj, przygotuję coś – rozporządziła.
     – Nie ma mowy, pomogę ci – żachnął się.
     – Spokojnie, potrafię zrobić jajecznicę – powiedziała ze śmiechem.
     – Ale na pewno nie taką jak ja – poruszył brwiami.
     – Wątpisz w moje umiejętności kulinarne? – oburzyła się.
     – A może to ty wątpisz w moje umiejętności kulinarne? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
     Patrzyli się na siebie chwile. Byli bardzo zacięci, tak jakby przegrany miał zrobić coś naprawdę irracjonalnego. Z chwili na chwilę ich powieki zwężały się jeszcze bardziej, by ostatecznie zamienić się w cieniutkie szparki.
     – Zgoda – powiedziała w końcu Schwarz. – Ale ja robię kawę.
     – Wiedziałem, że wymiękniesz – zaśmiał się.
     – Dla mnie to tylko i wyłącznie relaks. W końcu ktoś odwali za mnie czarną robotę – odpowiedziała i otworzyła jedną z szafek kuchennych wyjmując patelnię. – Resztę masz w lodówce. Działaj.
     Zamienili się miejscami. Teraz to ona siedziała przy aneksie, na wysokim krześle i przyglądała się poczynaniom Gregora w kuchni. Uśmiechała się słysząc jego pomrukiwanie do piosenki wydobywającej się radia na parapecie okiennym. Widząc, że skoczek zbliża się do finiszu, wstała i włączyła ekspres do kawy. Przygotowała dwa duże latte i postawiła je na stole. Wyjęła talerze i sztućce oraz pieczywo. Zasiadła przy stole, oczekując na posiłek.
     Po chwili pojawił się nad nią skoczek trzymający parującą patelnię. Uśmiechnęła się i odchyliła, by mógł nałożyć śniadanie na jej talerz. Zasiadł naprzeciw niej i również poczęstował się jajecznicą.
    

     – Smacznego – powiedział.
     – Smacznego – odparła.
     Ten poranek wydawał mu się najmilszym z ostatnich. Czuł się naprawdę dobrze. Powitał poranek w świetnym nastroju, a humor jaki dopisywał zarówno jemu jak i Alice nastrajał go na resztę dnia.
     Już wcześniej zdarzały mu się poranki z kobietami. Ale nigdy nie była to ta sama kobieta. Ponad to, nigdy nie jadał z nimi śniadania. Zwykle spędzał z nimi upojne noce, po czym rankiem żegnał się z nimi chłodno. Teraz było inaczej
    
Między nim, a Alice nie doszło do niczego. Rozmawiali wczoraj do późna po czym zasnęła. Nie chciał zostawiać jej samej, w takim paskudnym nastroju. Pomyślał, że zaczeka na Kat. Poza tym, tak naprawdę on również nie chciał być sam. Nie chciał wracać do pustego mieszkania. Liczył, że zamieni tego wieczora jeszcze kilka słów z Kateriną. Jak się okazało zasnął znacznie wcześniej niż się spodziewał.
    
Nocą kiedy Alice się zbudziła musiała okryć go kocem. Nikt nie troszczył się o niego w ten sposób. Nikt, prócz jego matki, a jedząc śniadanie w towarzystwie niebieskookiej poczuł się tak, jak w rodzinnym domu.
     – No proszę, jak sielankowo – usłyszał głos Hoffmann.
     – Cześć Kat, zjesz z nami? Masz ochotę na jajecznicę? Trzeba przyznać, że Schlierenzauer potrafi gotować  – ostatnie zdanie powiedziała bezpośrednio do niego.
     – Nie dzięki, nie jestem głodna – podeszła do lodówki i wyjęła z niej karton mleka.
     Miała potargane włosy i dużą koszulkę sięgającą do połowy ud. Trzeba było przyznać, że jej sylwetka prezentowała się w tej rozciągniętej koszulce bardzo seksownie. Nie mógł oderwać od niej wzroku.
    
– Chyba już pójdę, mam trening o dwunastej. Dzięki za wszystko – powiedział wstając od stołu.
     – Nie ma za co, to ja dziękuję za śniadanie – powiedziała niepewnie brunetka.
     – Po upojnej nocy, pyszne śniadanko – skwitowała zaspana Kat.
     – O czym ty mówisz? – usłyszał szept Alice.
     – Nieważne, Do widzenia, Gregor – rzuciła uszczypliwie w jego kierunku. 


~***~

    Zmierzał ku sali treningowej. Dłonie miał wciśnięte głęboko w kieszenie kurtki. Torba treningowa zwisała bezwładnie na jego ramieniu. Wzrok miał wbity w podłoże, a jego krok był szybki i niespokojny.
    
Był wściekły. Od wczoraj buzowała w nim furia. Nie potrafił jej poskromić. Chciał jak najszybciej rozpocząć trening, by wyrzucić negatywne emocje z głowy, przekładając je na swoją pracę fizyczną.
    
– Thomas! – usłyszał za sobą. Odwrócił się przez ramię i zobaczył znajomą mu sylwetkę Schlierenzauera. – Czekaj! – zawołał ponownie.
     Thomas stanął jak wryty. Czekał aż przyjaciel go dogoni, ale nie odwrócił się do niego.
     – Co tam? – rzucił Gregor przystając przy nim.
     – A u ciebie? – zapytał machinalnie.
     – W porządku.
     – Z pewnością – warknął i ponowił marsz.
     – Co? – zapytał brunet.
     – Co, co?! – uniósł głos, nadal poirytowany Morgenstern. 
     – O co ci chodzi, Morgi? – zapytał przekręcając głowę.
     – Jak wczorajsza noc? Fajnie było? – powiedział w końcu. 
     – O czym ty do cholery wygadujesz?! – mina chłopaka była taka, jakby blondyn go spoliczkował.
     – Alice i ty – wyjaśnił. – Dobrze się bawiliście? – zapytał spokojnym tonem, który nie odzwierciedlał eksplozji złości, jaka rozsadzała go od środka.
     – Ale naprawdę nie wiem o czym mówisz, przecież niczego nie było – mówił zdezorientowany, lustrując twarz skoczka swymi orzechowymi tęczówkami.
     – Schlieri, chyba  ślepy nie jestem – warknął Thomas.
     – W to nie wątpię, ale nie wiem czy przez przypadek nie widzisz zbyt wiele. Zbyt wiele nierealnych rzeczy – rzucił wciąż zdezorientowany Gregor.
     – Ach, no to w takim razie poczekaj.
     
Blondyn przystanął i wyjął z kieszeni spodni telefon. Odblokował go i pokazał brunetowi zdjęcie jego i Alice.
    
– W takim razie mamy chyba tą samą wadę – zadrwił z bruneta.
     – Skąd to masz?
     – Nie ważne, ważne jest to, że mnie zdradziłeś, stary! – wrzasnął.
     – Chyba żartujesz! – Gregor również się oburzył. – Przecież to ty całowałeś się z Kat. 
     – Co?!
    
– Tak, widziałem was. Widziałem, jak się obściskujecie! Myślisz, że to było fair?
     – Nie wiesz o czym mówisz…
     – A ty wiesz? Nie, nie wiesz. Wiesz za to, ze Katerina mi się podoba. Jednak nie przeszkadza ci to w obściskiwaniu się z nią – wszelkie hamulce puściły, Schlieri kotłował się tak bardzo, jak jego przyjaciel przed chwilą.
     – Ale to ona się do mnie przyssała! – bronił się Thomas.
     – Uhm. Z pewnością – ciemnooki ponowił krok.
     – Gregor! To ona! – wrzasnął za nim.
     – Nie wierze, że nie potrafisz przyznać się nawet przede mną. Myślałem, że się przyjaźnimy. Widząc twoje gierki wiem, że byłem w błędzie! – odpowiedział spoglądając przez ramię i odszedł. 



     
Thomas pozostał z tyłu. Wziął kilka oczyszczających oddechów, ale i to nic nie zdziałało. Kopnął leżący na ziemi kamień i równie wściekły jak przed kilkoma minutami wszedł do pomieszczenia. 
____________________________
Hej Kochane! :*
To już szósteczka.
Mamy nadzieję, że Wam się podoba. :)
Może macie jakieś pomysły, co może dziać się dalej na linii Gregor - Thomas? :)
Czekamy na wasze sugestie. :*

Pięknie widzieć Gregora na podium, nie sądzicie? ;)
I to w takim towarzystwie. :D

Ściskamy Was mocno! :*
Kolorowa Biel <3
Szalona Fanatyczka <3
 

wtorek, 17 lutego 2015

Pięć.

Bardzo dobrze rozmawiało jej się z Gregorem, ale coś tknęło ją, żeby ruszyła się z miejsca. Szła w stronę łazienek. Nie wiedziała dlaczego, po prostu czuła, że powinna tam iść. Jednak nie takiego widoku się spodziewała. Nie mogła uwierzyć w to, co właśnie widziała. Kat i Thomas? Choć w sumie, czego mogła się spodziewać? Katerina zawsze była od niej ładniejsza i wiedziała, jak zakręcić się wokół mężczyzny. Alice nie uważała, że rudowłosa zdradziła ją swoim zachowaniem. Przecież nic jej nie powiedziała o wszystkim co wydarzyło się między nią, a Morgensternem. Do blondyna też nie żywiła urazy. Przecież sama go odrzuciła. Poza tym, wiedziała jaki jest. Ale chyba mimo to, chciała wierzyć, że prawda jest inna. Pragnęła, żeby był taki, za jakiego go uważała. Znała go bardzo krótko, ale miała wrażenie, że to, co mówią o nim ludzie, nie jest prawdą. Wierzyła, że jest on tym czarującym blondynem, który wtedy coś jej obiecał. Ale przecież to było po imprezie. Dobrze wiedziała, że na pewno coś tam wypił. Teraz zdała sobie sprawę z tego, że on może nawet nie pamiętać tamtego momentu.
Odwróciła się i odeszła, zanim para, którą obserwowała zaczęła się całować. Wiedziała, że nie zniosłaby tego widoku. To byłoby zbyt wiele. Skierowała się w stronę stolika, przy którym siedział Schlierenzauer. Stwierdziła, że zabierze swoje rzeczy i pójdzie do domu. Nie miała ochoty dalej siedzieć w tym towarzystwie. Nigdy nie była dobra w ukrywaniu uczuć i wiedziała, że nie potrafiłaby udawać, że to co widziała ją nie zabolało. Czuła, że potrzebuje wejść do swojego pokoju i wypłakać to wszystko. Jednak to wszystko ją bolało. Czuła, że sama gubi się w tym wszystkim.
     - Gregor, ja już pójdę.
     - Stało się coś? – chłopak był wyraźnie zaniepokojony.
     - Nie, po prostu rozbolała mnie głowa. Wrócę do domu, położę się i na pewno mi przejdzie – nie mogła powiedzieć chłopakowi prawdy.

~***~
     - Poczekaj, odprowadzę Cię, powiem tylko Thomasowi, że wychodzimy – brunet nie pozwolił jej dojść do słowa i od razu ruszył w stronę łazienek. Nie wiedział, że to co tam zobaczy złamie mu serce. Zobaczył, jak jego najlepszy przyjaciel całuje jego dziewczynę. Miał wrażenie, że w tym momencie jego świat legł w gruzach. Nie spodziewał się tego po Morgensternie. Nie mówił blondynowi, ile Kat dla niego znaczy, ale zawsze obaj przestrzegali zasady, że nigdy nie będą podrywać dziewczyny przyjaciela. To była w sumie jedyna zasada, jakiej kiedykolwiek się trzymali.
Pomyślał, że nie będzie im przeszkadzał. Po prostu odwrócił się i odszedł w kierunku czekającej na niego Alice.


~***~
Nie wiedział dlaczego pozwolił się pocałować. Przecież to do Alice poczuł coś, co wydało mu się wyjątkowe. Było coś w jej oczach, uśmiechu. Ujmowała go jej nieśmiałość. Wiedział, że ona jest po prostu inna niż wszystkie.
Kiedy tylko otrząsnął się z szoku, odsunął się od Kateriny.
     - Kat, my nie powinniśmy… - blondyn po prostu zaczął się jąkać.
     - Dlaczego? – dziewczyna zaczęła zmysłowo szeptać mu do ucha. – Przecież nie robimy nic złego – powiedziała i znów próbowała złączyć ich usta w pocałunku, lecz tym razem mężczyzna na to nie pozwolił.
      - Dlatego, że Ty jesteś z Gregorem, a ja kocham Alice – nie spodziewał się, że to powie. Wcześniej nawet w myślach nie nazwał tak tego uczucia.
      - Och Thomas, nie oszukujmy się, oboje wiemy, że miłość nie istnieje. To tylko złudzenie, w które wierzą nastolatki – rudowłosa dosłownie wieszała się na szyi chłopaka, co strasznie go męczyło. Miał dość nachalności z jej strony.
     - Katerina, proszę, zrozum, my po prostu do siebie nie pasujemy – próbował odrzuć ją najdelikatniej jak umiał. Jednak to wyraźnie nie podziałało.
     - Jeszcze tego pożałujesz – powiedziała i wymierzyła Morgensternowi siarczysty policzek, po czym wyszła z kawiarenki. Zupełnie się tego nie spodziewał. Ale nie mógł niczego zrobił. Zaplątał się w to wszystko i nie wiedział jak ma wybrnąć.

~***~
Oboje szli w ciszy, trawiąc wszystko co miało miejsce tego paskudnego dnia. Odbiło się to na nich obojgu równie mocno. Gregor czuł, że Alice widziała to samo co on, i że to było powodem jej wyjścia. Wiedział, że dobrze zrobił idąc razem z nią. Doskonale ją rozumiał. Wiedział, że nie byłby w stanie siedzieć tam dalej i rozmawiać z nimi, jak gdyby nigdy nic. Czuł też, że brunetkę dręczyło to samo uczucie.
Kiedy podeszli pod jej dom, zaprosiła go na herbatę. Chętnie przystał na tę propozycję. Wiedział, że jeśli pójdzie teraz do domu, to skończy ten dzień upijając się. Chciał tego uniknąć. Poza tym nie chciał być sam. Czuł, że Alice świetnie go rozumie i że rozmowa z nią da mu wiele więcej, niż zatopienie smutku w alkoholu.
Siedzieli w salonie, trzymając w dłoniach parujące kubki. Schlierenzauer w końcu nie wytrzymał.
     - Wcale nie bolała Cię głowa, prawda? Po prostu widziałaś to co widziałem i ja – nie był w stanie nic więcej powiedzieć, bo obraz, który wywoływał u niego tak ogromny ból stanął mu przed oczami.
     - Wiedziałam, że się domyślisz – brunetka niepewnie spojrzała na twarz chłopaka. – Ciebie zabolało to tak samo mocno, jak mnie.
      - Tak – wiedział, że nie było to pytanie, lecz mimo to odpowiedział.
      - Życie jest okropne – tylko tyle udało jej się powiedzieć, zanim potok łez zaczął spływać po jej twarzy. Chłopak przysunął się i mocno ją przytulił. Wiedział, że cokolwiek by powiedział, nie uśmierzyło by to bólu. Więc po prostu był obok. Pozwolił jej wypłakać wszystkie łzy i uspokoić skołatane nerwy. Sam też odczuwał większą ulgę trzymając ją w ramionach. Czuł zrozumienie z jej strony, kiedy wtuliła się w jego umięśnione ciało. On potrzebował tego tak samo mocno, jak ona. Oboje pomagali sobie nawzajem w tym momencie słabości, mimo, że ledwie się znali. Czuli, że teraz tylko razem mogli się z tego podnieść. Może nie było to coś wielkiego, w końcu Thomas i Kat się tylko całowali, choć Alice i Gregor  nie wiedzieli, jak to wszystko dalej się potoczyło, ale ten pocałunek cholernie bolał. Siedząc tak razem na kanapie, wiedzieli, że rodzi się między nimi jakaś więź, ale ani Schlierenzauer, ani Schwarz nie wiedzieli, czym jest ta więź.


~***~

Była wściekła. Nic nie potoczyło się po jej myśli. Chciała zaciągnąć Thomasa do łóżka, ale on kocha Alice. Ble, ble, ble. Już kiedyś nasłuchała się bzdur o tej cholernej miłości. Sama dobrze wiedziała, że ona nie istnieje. Skoro ona przez 24 lata swojego życia nigdy jej nie zaznała, to ta miłość nie istnieje. Po prostu jej nie ma. Nie wiedziała, co zrobiła źle. Miała wrażenie, że plan idzie tak jak chciała. Mogła nawet powiedzieć, że Alice i Gregor jej w tym pomogli znikając. Ale nie. Thomas cały czas gadał o tym całym uczuciu, a ona miała już tego dość i wyszła. Poszła do najbliższego baru i wypiła trzy drinki na poprawę humoru. Stwierdziła, że pójdzie do domu i odpocznie. Była zmęczona tym całym myśleniem o dzisiejszym dniu. Wchodząc do domu nie myślała, że los tak się do niej uśmiechnie. Weszła do swojego salonu i zobaczyła tam śpiących na kanapie Gregora i Alice.
     - No proszę, proszę. Tak się bawią jak nikt nie widzi – mówiła sama do siebie.


~***~
Zdziwiło go, że Alice i Gregor gdzieś razem wyszli. Nie wiedział co ma o tym myśleć. Jednak nie podejrzewał ich o nic. Na pewno nie zrobiliby nic. Przecież dobrze znał Gregora i wiedział, że zawsze przestrzegał tej jednej, złotej zasady. Wiedział, że musi na chwilę zapomnieć o tej chorej sytuacji. I wiedział, że może to zrobić jedynie w towarzystwie jednej, cudownej damy. Lilly. Tylko ona mogła na chwilę pozwolić mu zapomnieć. Wsiadł w swoje auto i ruszył w stronę mieszkania Kristiny. Kiedy bawił się wraz z córeczką, usłyszał dźwięk swojego telefonu. Odczytał sms-a i po prostu go zatkało. Był on od Kateriny.

„ Zobacz jak Twoja Święta Alice się bawi, gdy Ciebie nie ma obok” , a w załączniku było zdjęcie śpiących na kanapie Alice i Gregora…  



_________________________________________
Hej Kochane!!!
Lecimy do Was z 5 rozdziałem. :)
Przepraszamy za spóźnienie, ale miałyśmy małe problemy z prądem. :/
Pozdrawiamy i życzymy miłego czytania. :)
Kolorowa Biel <3
Szalona Fanatyczka <3

sobota, 7 lutego 2015

Cztery.

   Nadchodził nowy tydzień. Kolejna warstwa puszystego śniegu spadła na Austrię, przykrywając ją uroczą białą kołderką. Zbliżające się Święta Bożego Narodzenia było czuć na odległość. Na wystawach sklepowych eksponowano świąteczne ozdoby, w sklepach z zabawkami dostrzec można było jeżdżące po torach kolejki, lalki, klocki i maskotki. Miasta przyozdobione były w inny sposób niż zazwyczaj. Jeśli ktoś chciałby zapomnieć o świętach, nie miał takiej możliwości.
  
Alice z Kateriną uwielbiały ten okres. Lubiły robić prezenty i obdarowywać nimi innych. Uwielbiały obserwować reakcję najbliższych na zakupiony prezent. To zaciekawienie z jakim rozdzierali kolorowy papier świąteczny i błysk w oku na widok wymarzonego sweterka, książki czy czegoś podobnego.
  
Ali uwielbiała ten okres. Nigdy jako dziecko nie miała możliwości bycia obdarowywaną, dlatego teraz, kiedy sama może pozwolić sobie na sprawienie radości innym, robi to z nawiązką. Kat, mimo że jako dziecko dostawała tego, czego zapragnęła uwielbiała buszować po sklepach i wyszukiwać okazji na zrobienie komukolwiek prezentu. Od kilku lat wspólnie z przyjaciółką przygotowują drobne paczki do pobliskiego domu dziecka. Nigdy się pod nimi nie podpisywały. Chciały, by dzieci po prostu beztrosko cieszyły się zabawkami i bez zbędnych kompleksów bawiły się nimi. Nie oczekiwały wdzięczności. Robiły to z dobrej woli. Z dobrego serca.
  
I tej zimy koleżanki wybrały się na świąteczne zakupy. Centrum handlowe było wręcz oblepione plakatami obwieszczającymi promocje i różnego rodzaju przeceny. Koleżanki chodziły od sklepu do sklepu, nie wiedząc na co się zdecydować.
– Myślisz, że twojej mamie spodobałaby się ta marynarka? – spytała Alice, przyglądając się eleganckiemu materiałowi.
– Myślę, że włożyłaby ją na pogrzeb – zmarszczyła brwi Hoffmann.
– Co nie pasuje ci w tej marynarce? Jest świetna – oburzyła się niebieskooka. 
– Spokojnie, nie denerwuj się. Myślę, że mojej mamie by się spodobała. Mnie nie bardzo. Ale to dobry znak – uśmiechnęła się.
– Dlaczego?
– Bo to, co nie podoba się mnie, podoba się mojej mamie – skwitowała.
– Myślisz, że powinnam przychodzić do was na Wigilię? – zapytała Schwarz przygryzając dolną wargę i przyglądając się żakietowi.
– Dlaczego nie? – rudowłosa spiorunowała przyjaciółkę spojrzeniem. – Przecież święta bez ciebie nie będą takie same. 
– Jestem z wami na Boże Narodzenie od kilku lat. Nie chcielibyście spędzić tych dni razem? Sami? W rodzinnym gronie? – odwróciła się do przyjaciółki.
– TY jesteś rodziną – zapewniła Katerina unosząc lekko kącik swych ust. Podeszła do przyjaciółki i mocno ją uścisnęła. – Nie zapominaj o tym. A teraz idziemy do kasy. Pozostał nam do kupienie prezent dla taty i kilka zabawek dla tych biednych sierotek – popchnęła towarzyszkę w stronę kas. – Jeszcze tyle rzeczy do kupienia, a tak mało czasu – westchnęła.


~***~

   Bez wątpienia większość z ludzi na całym świecie lubo atmosferę świąteczną. Do tych osób zaliczali się również Morgenstern ze Schlierenzauerem. Spacerowali po centrum handlowym szukając adekwatnych podarunków dla swoich bliskich. Gregora dopadł szał zakupów. Widać było, że każdy kupiony produkt podkręcał go jak najmocniejsza bateria. Thomas nie starał się panować nad śmiechem, gdy Gregor widząc cokolwiek na wystawie podbiegał do niej i obserwował daną rzecz, jakby nigdy wcześniej nie widział czegoś równie pięknego. 
– Stary, to jest choroba – śmiał się, klepiąc przyssanego do okna wystawowego przyjaciela.
– Ale co? – zapytał, jakby nie wszystko do niego docierało.

– To – wskazał na niego głową. – Zakupoholizm – skwitował.
– Nieprawda, dobrze wiesz, że mogę przestać kiedy tylko zechcę – zapewnił prostując się. 
– Więc przestań.
– Powiedziałem „kiedy zechcę” nie „kiedy ty zechcesz” – odparł poważnie. Nie potrafili się powstrzymać i obaj wybuchli gromkim śmiechem. – To, co zostało nam do kupienia? – zapytał, kiedy otarł łzy rozbawienia.
– Muszę kupić coś Lilly. Coś niebanalnego – odparł ruszając przed siebie, do najbliższego sklepu z zabawkami.
  
Gregor kręcił się za nim. Kompletnie nie wiedział, co podoba się małym dziewczynkom. Uznał, że gdyby Thomas miał synka, obu im byłoby o wiele łatwiej z wyborem zabawek. W końcu sami do niedawna bawili się sterowanymi na pilota samochodami. A czego może oczekiwać dwuletnia dziewczynka? Thomas rozglądał się dookoła, próbując odnaleźć coś adekwatnego. Gregor chwycił stojącego na półce plastikowego, różowego kucyka ze świecącymi skrzydłami i zawołał do przyjaciela:
– Weź to i spadajmy stąd – potrząsł trzymaną w ręku zabawką. Thomas odpowiedział mu pukaniem się w czoło, co miało oznaczać, że jego pomysł nie zachwyciłby małej Lilly. – Stary, błagam cię. Wyglądamy jak… Niekorzystnie – marudził.
– Zachowujesz się jak dzieciak Schlieri – zaśmiał się. – To byłoby coś! – niemal krzyknął podchodząc do dość dużego, mechanicznego kucyka. – Jest na prąd. Chodzi i gada, a nawet je! Lilly byłaby zachwycona – powiedział rozpromieniony. – Mogłaby na nim jeździć i opiekować się nim jak prawdziwym koniem – dodał z zachwytem.
– Thomas, czy ty nie zapomniałeś, że ona ma dopiero dwa lata? – położył rękę na ramieniu kolegi.
– To nie zmienia faktu, ze ucieszyłaby się z takiego prezentu. Idziemy do kasy – zarządził

   Gregor pozostał między regałami. Wpatrywał się w wiele różnokolorowych misiów i nie wiedział, na którego powinien paść wybór. Chwycił pierwszego misia z brzegu. Miał brązowe futerko i jaśniejszy brzuszek. Prawe uszko było opadnięte, a uśmiech na mordce był bardzo pokrzepiający. Schlierenzauer nie zwrócił jednak na to większej uwagi. Podszedł do kasy, gdzie czekał na niego drugi skoczek.
– Gdzieś ty był? Czekam i czekam – westchnął.
– Muszę być dobrym wujkiem – wyjął z portfela banknot i podał go kasjerce. Odebrał od niej resztę i zapakowanego w świąteczną torbę pluszaka. – To dla Lilly – wręczył pakunek koledze.
– Nie musiałeś, wiesz o tym?
– Chciałem – zapewnił.
   Wychodzili ze sklepu, gdy wpadli na dwie urocze dziewczyny. Niemal od razu zorientowali się, że była to Alice z Kateriną.
– O! Witamy panie – pierwszy odezwał się Gregor, znacznie uśmiechając się w kierunku rudowłosej. – O, cześć! Co tutaj robicie? – zapytała właśnie Kat.
– Przyszliśmy kupić prezent dla mojej córeczki – Morgi wskazał na ogromne pudło pod pachą.
– Może macie ochotę na kawę? – zaproponował brunet.
– Kawa? Brzmi świetnie! – zapewniła Hoffmann szeroko uśmiechając się w stronę Morgensterna.
– Co ty na to Ali? – upewnił się blondyn.
– Jasne – uśmiechnęła się lekko, ale w jej głosie nie było ani odrobiny pewności tych słów.
– W takim razie, chodźmy. Tutaj niedaleko jest świetna kawiarenka – wskazał Gregor podchodząc do zielonookiej Kat. Zdumiało go jej zachowanie, ponieważ przez tą krótką drogę do kawiarni nie spojrzała na niego ani razu. Jej obiektem zainteresowania był tylko i wyłącznie dwudziestosześciolatek.

~***~

   Zasiedli w przytulnej kawiarni. Miła kelnerka przyjęła od nich zamówienie na ciepłe napoje i zniknęła za dębowymi drzwiami, najprawdopodobniej prowadzącymi do kuchni.
– A co was sprowadza do centrum? – zapytał Morgi niepewnie zerkając na Ali.
– To samo, co was. Dziś miałyśmy dzień wolny, więc postanowiłyśmy dobrze go spożytkować – nie odpowiedziała mu na to osoba, o której myślał. Była to jak łatwo się domyślić współlokatorka brunetki.
– Rozumiem, a wybieracie się gdzieś na święta? – wciął się Schlieri.
– Tak, jedziemy do moich rodziców. Jak co roku – odpowiedziała zielonooka.
  
Przed czwórką stanęła kelnerka z napojami. Podała każdemu z nich ich zamówienie i bezszelestnie odeszła do swoich obowiązków.
   Młodzi znajomi rozmawiali o wszystkim. Alice była najcichsza z wszystkich. Na każde pytanie skierowane w jej stronę odpowiedziała nie zawsze o to proszona Katerina. Thomas nie chciał być niemiły, ale miał ochotę ją zakneblować. Gregora denerwowało to, jak dziewczyna łasiła się do kolegi. Alice można było przyłapać na bezsensownym wpatrywaniu się w szybę prowadzącą na wnętrze galerii. Była cicha jak zawsze. Raz po raz zerkała na blondyna, ale nigdy nie dopuściła, by ich spojrzenia się skrzyżowały.
   Hoffmann opowiadała właśnie o swoich wakacjach z rodzicami, gdy była małą dziewczynką i wredny krab uszczypnął ją w palec, gdy przez przepełnione emocjami gestykulowanie wylała na koszulkę blondyna resztę kawy.
– Przepraszam cię najmocniej – zakryła usta dłońmi. – Nie chciałam… – chłopak odsunął się od stołu i zerknął na swoją koszulkę. Zaczął pocierać dłonią ślad po kawie.
– Nic się nie stało. Pójdę doprowadzić się do porządku. Zaraz wracam – rzucił oddalając się od stolika.
– Pójdę z tobą – zapewniła i pozostawała Gregora w towarzystwie Ali.
  
Patrzyli na siebie w ciszy lekko się do siebie uśmiechając. Brunet narzucił luźny temat, nie chcąc, aby przez nieobecność ich przyjaciół zalegała niezręczna cisza. Dziewczyna odpowiadała na pytania chłopaka, czasami sama chcąc zdjąć odrobinę ciężaru z barków chłopaka pytała o różne sprawy.
   W tym czasie Thomas wycierał się przed lustrem w korytarzu prowadzącym do łazienek serwetkami, które chwycił z baru. Plama zrobiła się naprawdę duża i trudno było ją w jakikolwiek sposób ukryć. Ujrzał w odbiciu lustra dziewczynę stojącą za nim. Patrzyła na niego niepewnie. Jej wzrok był niewinny, ale i kokieteryjny.
– Przepraszam Thomasie, nie miałam tego na celu – powiedziała cicho spuszczając głowę.
– No co ty, nic się nie stało. Koszulkę wypiorę, a na całe szczęście kawa nie była już gorąca – uśmiechnął się pokrzepiająco.
– Poczekaj, pomogę ci – powiedziała odbierając od mężczyzny serwetkę. Pocierała nią po materiale, ale mimo to nic się nie zmieniało. – Inni mężczyźni byliby już śmiertelnie obrażeni.
– O co? To tylko koszulka. Wrzucisz do pralki i wypierzesz, a jak plama nie zejdzie to koszulkę kupisz nową – zaśmiał się. – Nie ma problemu.
– Naprawdę cieszę się, że nie jesteś na mnie zły – szepnęła i podniosła wzrok. Ich spojrzenia skrzyżowały się. Byli od siebie tylko kilka centymetrów.
   Katerina położyła dłoń na torsie skoczka i zaczęła pokonywać dzielącą ich odległość. Zmniejszała centymetry między nimi. Żadne z nich nie było jednak świadome, że Alice wszystko widzi. 

_____________________________________________ 
Hej Kochane! :*
Lecimy do Was z kolejnym rozdziałem. To już czwarty. ♥
Jak Wam się podoba? :)
Akcja powoli nabiera tempa. Musicie być cierpliwe. :3

Udanego weekendu! :)
Kolorowa Biel <3
Szalona Fanatyczka <3